niedziela, 29 maja 2011

O marszu.

Dawno nie pisałem, może dla tego że nie miałem nic ciekawego do powiedzenia, może dla tego że nie mogłem się zebrać. Motywacji dodała mi wizyta na Marszu Wolnych Konopi. Uczono mnie do poważnych spraw podchodzić na tyle poważnie na ile można, dlatego przywdziałem piękną marynarkę(choć możne to dla tego ze chciałem być bardziej hipsterski), wyczyściłem buty, a na sam marsz szedłem z przekonaniem, iż w tym roku może wreszcie uda się coś zmienić. Że w roku przed wyborami parlamentarnymi rząd, opozycja, KTOKOLWIEK zauważy wreszcie siłę polityczną drzemiąca w potrzebach młodych ludzi. Że postulat legalizacji miękkich narkotyków - ergo czerpania z tego dodatkowych korzyści finansowych przez budżet państwa będzie w jakikolwiek sposób kuszący dla naszej zabetonowanej sceny politycznej. Niestety srodze się myliłem. W tłumie przewalały się ulotki pana Janusza Palikota, których chyba jako jedyny(bądź jeden z niewielu, być może pan Kalisz w marszu również uczestniczył, bowiem i on z medialnego imageu jest znany). Mimo iż panem Januszem kiedyś się fascynowałem, teraz wolę Palic Jointa niż Pali Kota. Wracając i abstrahując już od tematów politycznych (w mediach znów nie widziałem wzmianek o marszu, szkoda żyjemy w chorym politycznie kraju) jestem zniesmaczony samym wyglądem marszu. Rozumiem, był to marsz wolny, wstęp dozwolony był dla każdego, bez względu na to jak wyglądał, co przy sobie posiadał i jakie wartości reprezentował, ALE NA LITOŚĆ BOSKĄ - PRZYSZEDŁEM TAM WALCZYĆ O WOLNE KONOPIE A NIE O "JEBANIE POLICJI". Już pod PKiN widziałem sporawe grupy łysych karków, "rycerzy ortalionu" i 12 letnich dzieci z piwem w ręku. Od czasu do czasu powietrze przecinał zapach palonego tematu, a w oczach ludzi widziałem ogromną chęć zjedzenia czegoś i powiedzenia "czeeeeekaj...CO?". Początkowo euforia, przerodziła się w zażenowanie, ile razy jeszcze zmuszany będę przez tłum do krzyków w stylu "zawsze i wszędzie policja jebana będzie" bądź "kto nie skacze ten z policji". Marsz ruszył, po krótkim przemówieniu kogoś kto choć trochę poczuwał się jako organizator(niestety wszystko zostało po raz kolejny zagłuszone przez krzyki "jebać policję"). Źle się czułem w tłumie pijanych/ujaranych dresiarskich kolegów, kurczyłem się sam w sobie gdy koło mnie przechodzili coraz to bardziej łysi i opryskliwi. Niektórzy patrzyli z politowaniem, inni z pogardą, tłumaczyłem sobie że to przez niezrozumienie, ale co jeśli jakiś bardziej nawalony to "niezrozumienie" będzie chciał przemienić w czyn? Kolejne okrzyki o policji, zapach marihuany, puste puszki i butelki walające się tonami na ziemi. Nie wytrzymałem, swoich kolegów, oraz towarzystwo poinformowałem, że rezygnuję, wymykam się póki mogę to zrobić o własnych siłach. W końcu przyszedł czas refleksji... Marsz który nazywany jest marszem wolnych konopi, jest marszem okresowo wolnym, jedynie częściowo, owszem można tam iść, poczuć się częścią czegoś większego, ale JA nie chcę uczestniczyć w marszu którego jedynym przesłaniem jest wyżywanie się na policji. Czułem się jak kibol, idący demolować niszczyć i psuć. Po wszystkim stwierdzam iż POLSKIE SPOŁECZEŃSTWO NIE JEST GOTOWE NA LEGALIZACJĘ MARIHUANY. Jest dobrze tak jak jest, politycy nie chcą dotykać drażliwych tematów, a ludzie nie są na tyle dojrzali alby sami podjąć normalną debatę na ten temat. Do póty do póki się to nie zmieni będziemy palić nielegalnie, nie płacąc za to podatków, ale również być może wspierając organizację przestępcze.